sobota, 21 listopada 2015

Mark Rothko - geniusz niepowiedzianego

Wstępna wersja mojego pierwszego artykułu. Uwaga uwaga, oto debiut debiutów, mój pierwszy nieporzucony w połowie publicystyczny wytwór.

Mark Rothko w swojej pracowni

Mark Rothko – geniusz niepowiedzianego
W młodości niezauważany, nieśmiały nauczyciel plastyki w Brooklyn Jewish Center. Po pięćdziesiątce otrzymuje pierwsze gigantyczne zlecenie, a jego prace podbijają rynek sztuki osiągając na aukcjach ceny wielu tysięcy dolarów. Mimo ogromnego sukcesu (zwłaszcza finansowego), Mark Rothko do końca życia czuje się niezrozumiany przez swoich nabywców. Najbardziej nie znosi snobizmu i traktowania swoich płócien jako elementu aranżacji wnętrz – dlatego też zrywa wielki kontrakt na dekorację luksusowej restauracji w Seagram Building – ceniąc swą sztukę zbyt wysoko, by pozwolić jej na pełnienie funkcji ,,dodatku do kotleta”. W 1970, w wieku 67 lat, schorowany i pogrążony w depresji popełnia samobójstwo, zamykając swoje życie monumentalną serią płócien dla Houston Chapel w Teksasie. I tak, Rothko pozostawia po sobie bardzo wiele pytań bez odpowiedzi, nimb tajemnicy związany ze swoją głęboką duchowością i tragicznym końcem, a przede wszystkim dziedzictwo blisko ośmiuset obrazów. Większość z nich, zgodnie z wolą samego malarza, zostaje oddana muzeom (głównie: National Gallery of Art w Waszyngtonie) – niewielka część przedostaje się jednak w ręce prywatnych kolekcjonerów, a następnie – na licytacje największych domów aukcyjnych. Do dziś te rzadko widywane na aukcjach obrazy należą do najdroższych i najbardziej pożądanych przez kolekcjonerów – jak chociażby ,,Orange, Red, Yellow”, który na aukcji Christie’s w 2012 roku osiągnął wywrotową cenę 86,9 miliona dolarów.

Orange, Red, Yellow (236.2 cm × 206.4 cm)

Obrazy, która pochłaniają
Co takiego czyni prace Rothki tak pożądanymi? Jak uzasadnić oszałamiający sukces artysty? Zanim spróbuję odpowiedzieć na te pytania, poświęcę kilka linii samej technice i charakterystycznemu stylowi malarza, przypisywanego do nurtu color field painting – odłamu amerykańskiego abstrakcyjnego ekspresjonizmu.
Jednak Rothko nie zawsze malował charakterystyczne, kojarzone z nim najczęściej pola kolorystyczne. Jego droga ku abstrakcji wiodła przez różne, jakże odległe rejony – chyba najbardziej udaną częścią tego „pre-abstrakcyjnego” dorobku były kompozycje surrealizujące z 1945 oraz obrazy figuratywne, malowane podczas II wojny światowej. Na przełomie lat 40. I 50. Rothko ostatecznie zwraca się ku abstrakcji – jak twierdzi, jest to najczystszy i najpełniejszy sposób wyrażania emocji (tak samo jak muzyka klasyczna nie potrzebuje słów, zdaniem malarza, obraz nie wymaga konkretnego przedstawienia). I tak Rothko upraszcza swoje prace, stopniowo pozbawiając je konkretnych form, a ostatecznie ograniczając do nielicznych, intensywnych płaszczyzn kolorystycznych (pod koniec życia używa wyłącznie jednego koloru). I tak powstają największe dzieła malarza: „Numer 8”, „Czarny na brązowym”, „Niebieski i szary”… – oraz duża część niezatytułowanych. Podkreślając nieprzedstawiający charakter swoich prac, Rothko wstrzymuje się od prowokowania jakichkolwiek skojarzeń, oddając swoje dzieła całkowicie dowolnej interpretacji widza. Wróćmy jednak do początkowego pytania: co czyni te proste kombinacje kolorystyczne tak silnymi? Jak uzasadnić wartość pól kolorystycznych Rothki (wycenioną przez kolekcjonerów na blisko 87 milionów dolarów)
Four Darks in Red (259.1 cm × 294.6 cm)
Rothko: słowa krzywdzą sztukę
Według samego Rothki jego obrazy nie potrzebują takiej teoretycznej analizy. Traktował swoje dzieła jako wystarczające uzasadnienie dla samych siebie - a słowa uważał za zbyt ułomne, by oddać siłę oddziaływania wizji. Krytycy byli innego zdania. Nieustannie przyczepiane metki – abstrakcjonisty, kolorysty, transcedentalisty, wywołały u Rothki bunt przeciwko próbom przypisania jego sztuki do jakiejś kategorii (nurtu artystycznego, ruchu, stylu) i sprowadzenia jej do tego, co można wyrazić językiem. Próbując rozebrać prace malarza na czynniki pierwsze, wydobyć element stanowiący o ich wartości, wielu komentatorów świata sztuki wskazywało na rolę barwy. Wniosek ten Rothko odpierał następująco: "kolor służy tylko wyrażeniu podstawowych ludzkich emocji - tragedii, ekstazy, zagłady itp. Fakt, że wielu ludzi wybucha płaczem stojąc przez moimi obrazami świadczy o tym, że potrafię tego dokonać. Ludzie, który patrząc na nie płaczą, przeżywają to samo religijne doświadczenie jakie miałem, gdy je malowałem. Jeśli ktoś ulega tylko wpływowi kolorów - niczego z nich nie zrozumiał". A więc nie, nie tylko barwa stanowi o wartości jego dzieł. Rothko potępiał tego rodzaju próby analizy, wskazując na płyciznę i bezsens wszelkiej teoretyzacji. Powtarzał, że sztuka wymyka się logice ludzkiego języka – i to podstawowe założenie na wstępie czyni wszelkie wysiłki krytyków bezwartościowymi.

Royal Red and Blue (288.9 cm × 171.5 cm)

Rola rozmiaru i oświetlenia
Jednak przyzwyczajenie do wyszukiwania w każdym, nawet abstrakcyjnym obrazie nazywalnych elementów, każe brnąć w ten ślepy korytarz dalej: co w takim razie, jeśli nie tylko kolor, stanowi o niezwykłej sile dzieł Rothki? Krytycy wskazywali na kilka elementów, wśród nich pokaźne rozmiary płócien. Obrazy malarza musiały zajmować całe pole widzenia, by móc fizycznie ,,wciągnąć” do siebie oglądającego, przywłaszczyć sobie całą jego uwagę. Rothko pragnął tworzyć dzieła absolutne, od których widz nie mógłby się oderwać – dzieła tworzące własną, unikalną rzeczywistość, w której odbiorca mógłby przez chwilę żyć, doświadczając stanu głębokiego zjednoczenia z płaszczyzną barwy. Oprócz kolorystyki i rozmiarów, Rothko przywiązywał ogromną wagę do sposobu oświetlenia swoich dzieł. Niektóre płótna ujawniały pełnię właściwości w półmroku – z kolei dla innych korzystniejsze było silne, nasycone światło eksponujące wszelkie niuanse i drobne gry odcieniowe. ,,Kiedy oko przyzwyczaiło się już do ciemności, efekt był niezapomniany: tliło się delikatne, czerwonawe światło, które wydobywało się ze ścian’’ - o oglądaniu jednego z obrazów Rothki mówił Bryan Robertson, były dyrektor londyńskiej galerii Tate. Każdy obraz narzucał inne warunki, dokładnie określane przez malarza: miał być wystawiony w określonym oświetleniu i obserwowany z ustalonej odległości, by móc wywołać na odbiorcy zgodny z początkowym zamysłem efekt. Zresztą nic dziwnego – miłośnicy twórczości artysty uzasadniają swoją sympatię właśnie odwołują się do uczuć. W jakkolwiek niezbadany i niemal magiczny sposób, pola kolorystyczne Rothki okazują się wydobywać na wierzch najgłębiej skrywane, czasem nieuświadomione pokłady emocji. Wybuchy płaczu to nierzadki widok na wystawach tego artysty-czarodzieja.

Untitled - Violet, White and Red (197.5 x 207.7 cm)

Prawdziwy cel obrazów Rothki
Ale to wszystko teoretyczna próba analizy, której sam malarz z pewnością by się przeciwstawił. Bo według Rothki jego malarstwo to dużo więcej niż tylko fizyczne kategorie. ,,Nie jestem abstrakcjonistą. Nie interesuje mnie relacja koloru, formy, czy czegokolwiek innego. Interesuje mnie wyłącznie wyrażanie prostych ludzkich emocji: tragedii, ekstazy, zatracenia i tak dalej” – mówił malarz, jasno określając cel przyświecający swojej sztuce. A więc jednak chodzi tu o uczucia. Barwa, rozmiar, oświetlenie są dla Rothki ważne jedynie jako nośniki pewnego ładunku emocjonalnego – który, według artysty, stanowi podstawowy cel i największą siłę jego sztuki. Ale to nie wszystko. Rothko często odnosił się do swojego malarstwa jako do ,,sztuki religijnej”, obcowaniu z którą mają towarzyszyć niemal mistyczne doznania jedności z dziełem, zatracenia czasu i przestrzeni, wydobycia na powierzchnię najbardziej skrajnych, głęboko ukrywanych uczuć. Nic dziwnego, że jednym z najbardziej znanych prac artysty jest seria obrazów eksponowanych na ścianach kaplicy w Houston (nazywanej również kaplicą Rothki)

Kaplica Rothki, Houston

Kaplica w Houston – płynna granica między sztuką a religią
W 1964 Rothko przyjął zlecenie na aranżację wnętrza kaplicy w Houston, której kontemplacyjnego charakteru miały dodać jego monochromatyczne, ,,religijne’’ płótna. Wykonanie tego zadania zabrało mu sześć ostatnich lat życia – a efekt końcowy wydaje się być pewnego rodzaju podsumowaniem jego malarskiej i duchowej drogi. Wnętrze kaplicy zdobi czternaście obrazów, w tym trzy tryptyki i pięć pojedynczych płócien – a wszystkie z nich utrzymane w ciemnych barwach, w większości czerni przełamanej odcieniami fioletu i brązu. Obrazy wiszą blisko siebie, wypełniając przestrzeń każdej ściany ośmiobocznej kaplicy. W efekcie, odbiorca zostaje otoczony masywną wizją wszechpochłaniającej ciemności. Ta wizja powinna uczynić wizytę w kaplicy Rothki doświadczeniem niemal transcendentnym, ocierającym się o mistycyzm. Wpatrując się w otaczającą ciemność, odbiorca ma szansę przekroczyć znany mu wymiar świadomości i doświadczyć stanu zjednoczenia z pustką – a może nawet chwilowego opuszczenia własnego umysłu i zatracenia się w przestrzeni ciemnych, ciężkich, jednobarwnych płócien Rothki.


Gdzie oglądać? (Europa)
Aby sprawdzić, czy ów głęboko transcendentny, emocjonalny ,,efekt Rothki” faktycznie istnieje, niezbędna jest wizyta w muzeum i bezpośredni kontakt z oryginalnym dziełem (zdjęcia czy książkowe reprodukcje są, niestety, zupełnie nieskuteczne).  Mimo że zdecydowana większość prac eksponowana jest w Stanach, kilkanaście dzieł można znaleźć również w stałych kolekcjach europejskich muzeów. Zdarzają się też czasowe wystawy poświęcone twórczości owego malarza (w tym w warszawskim Muzeum Narodowym w 2013). Tutaj jednak wymienię kilka głównych instytucji kultury, wystawiających płótna Rothki na stałej ekspozycji – niestety, żadnemu polskiemu muzeum nie dane jest znaleźć się na tej liście.

 Hiszpania: Guggenheim Bilbao, Reina Sofia National Museum (Madryt), Thyssen-Bornemisza Museum (Madryt)
Włochy: Peggy Guggenheim collection (Wenecja)
Anglia: Tate Modern (Londyn)
Niemcy: Folkwang Museum (Essen), Staatsgalerie Stuttgart
Szwajcaria: Kunstmuseum Basel
Izrael: Tel Aviv Museum of Art
Austria: Albertina (Wiedeń)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz